STATSCORE life, STATSCORE people

Dzień z życia skauta

Dużą część pracowników naszej firmy stanowią skauci, którzy przeprowadzają relację z przydzielonych im spotkań. Zastanawialiście się jak w rzeczywistości wygląda dzień z życia skuta STATSCORE? Poprosiliśmy jednego z nich, żeby o tym opowiedział!

Sobota, godzina 7:30. Dziś czeka mnie długi, aktywny dzień – mam w planach zakupy, chcę pojeździć trochę na rowerze, umówiony też jestem wieczorem ze znajomymi – planujemy iść na miasto i coś porobić – może escape room, może laserowy labirynt – zobaczymy…

Ale to nie wszystko – dziś czeka mnie też praca. Mam do przeprowadzenia trzy relacje z meczów – jeden z domu, dwa bezpośrednio ze stadionów.

Jestem skautem w firmie STATSCORE – moja praca polega na tworzeniu w czasie rzeczywistym graficznej relacji meczowej przy jednoczesnym budowaniu bazy danych statystycznych, z których korzystają klienci firmy. Innymi słowy staram się jak najdokładniej odwzorować aktualne wydarzenia w meczu, który oglądam przed telewizorem lub siedząc na trybunach stadionu, czy hali.

Robię to już od prawie dwóch lat – zacząłem pod koniec studiów, teraz łączę to z pracą na pełen etat – tak naprawdę to ja ustalam to, kiedy chcę i mogę pracować dla STATSCORE. Najczęściej robię to weekendami – liczba meczów jest wtedy największa, a i ja mam na to więcej czasu.

Kocham sport, sam uwielbiam go uprawiać, jak i oglądać transmisje z różnorakich sportów, toteż bycie skautem to coś, co uwielbiam!

Co czeka mnie dziś? Mecz koszykówki z TV o 8:30, a następnie dwa stadionowe mecze piłkarskie w pobliżu – czwartoligowy o 12:30 i pierwszoligowy o 18.

Szybko zjedzone śniadanie, zrobiona herbata – czas zasiąść do komputera. Do meczu pół godziny – czas na dodanie składów w panelu, w którym będę prowadził relację. Ich znalezienie nie stanowi dla mnie problemu, w ciągu dotychczasowej “kariery” przeprowadziłem około 700 relacji z kilkunastu sportów z różnych, czasem bardzo egzotycznych lig i krajów i w poszukiwaniu interesujących mnie informacji czuję się jak ryba w wodzie. Dzięki pracy skauta dowiedziałem się o wielu źródłach cennych informacji sportowych.

Składy zapisane, do meczu 15 minut – kilka szybkich pompek i przysiadów, w końcu trzeba dbać o kondycję fizyczną. Ustawienie wszystkich wymaganych informacji w panelu, wideo z meczu uruchomione, czekamy na początek spotkania.

Rzut za 2 pkt, strata, rzut niecelny, zbiórka ofensywna, faul. W przerwie po 2. kwarcie szybki telefon do znajomego w sprawie wieczornego wyjścia. Druga połowa – wszystkie najważniejsze informacje dotyczące meczu przekazywane na bieżąco. 1,5 godziny minęło bardzo szybko. Jeszcze sprawdzenie, czy wszystkie zebrane dane się zgadzają i zamykam laptopa.

Do kolejnego meczu, ze stadionu, zostało mi nieco ponad 2 godziny. Wizyta w sklepie, żeby zaopatrzyć się na resztę dnia i można powoli zmierzać na obiekt.

Decyduję się na podróż rowerem – pogoda sprzyja, na stadion mam niezbyt daleko (8 km), przejażdżka zapowiada się bardzo przyjemnie. Tym razem biorę ze sobą tablet (również na nim komfortowo mogę relacjonować przebieg spotkania.) i parasolkę – zapowiadano opady deszczu, a lepiej mieć coś nad głową, gdy siąpi z nieba.

Pół godziny przed meczem odbieram akredytację – udało mi się ją załatwić drogą mailową. Wchodzę na stadion bez problemu, siadam wśród kibiców – tutaj nie ma czegoś takiego, jak wydzielone miejsca dla dziennikarzy.

Powtarzam procedurę przygotowania do meczu, sprawdzam baterię w telefonie i tablecie oraz firmowy komunikator internetowy w razie, gdyby koordynator ze STATSCORE chciał się ze mną w jakiejś sprawie skontaktować. Okazuje się, że to ja muszę go jednak poinformować o tym, że nie udało mi się zdobyć składów – okazuje się, że w niższych ligach nie zawsze są one łatwo dostępne.

Nagle po prawej stronie widzę dym! To nie żadne race, to strefa gastronomiczna typowa dla niższych lig – kiełbaski z grilla i napoje. Nie potrafię się oprzeć – do meczu jeszcze kilka chwil, a drobny posiłek przed pracą jest wskazany 😉

Samo spotkanie było interesujące, lecz i nieco stresujące. Gospodarze wygrali 2:1, zwycięskiego gola strzelili grając w 10. Na początku drugiej połowy zawiódł mnie Internet – szybki telefon do koordynatora, który pomógł mi poprzez poinformowanie w panelu o problemach technicznych. Całe szczęście po kilku minutach udało się odzyskać połączenie.

Na drugi mecz decyduję się wybrać pociągiem – na stadion mam trochę dalej, a dodatkowo na niebie zaczynają pojawiać się niezbyt ciekawie wyglądające chmury.

Wędruję na dworzec PKP i wsiadam w pociąg. Kilkanaście minut jazdy, kwadrans piechotą i już jestem pod stadionem.

Tutaj mam już akredytację stałą na cały sezon – w jej uzyskaniu pomogli mi koordynatorzy.

Wchodzę na trybuny na prawie godzinę przed meczem – od razu widać różnice – piękny, nowoczesny stadion, miejsca dziennikarskie z pulpitem i gniazdkami, stewardzi wskazujący miejsca. Czy otoczka podoba mi się bardziej niż na czwartoligowym obiekcie? Nie jestem w stanie tego określić – każde miejsce ma swój niepowtarzalny klimat.

Przed spotkaniem otrzymuję kartkę ze składami, spiker robi krótką zapowiedź, z głośników rozbrzmiewa również muzyka. Robię kilka zdjęć, które przesyłam osobom z firmy, aby móc je umieścić na portalach społecznościowych.

Przed 20:30 kończę mecz odpowiednim incydentem w panelu, wypełniam pomeczowe obowiązki skauta i biegnę na pociąg – znajomi już na mnie czekają na mieście. Pogramy w kręgle i wrócę do domu – o 2 w nocy czeka mnie przeprowadzenie relacji z meczu ligi boliwijskiej, na który sam się zgłosiłem. Jeśli ktoś myśli, że grają tam same “ogóry” to się grubo myli – nie zdziwiłbym się, gdyby kluby z Boliwii ograły niejeden klub z Ekstraklasy.

A jutro kolejne 2 mecze, oba popołudniu. Pojadę na nie wyspany, pełen energii i żądny sportowych emocji. Co mogę powiedzieć, taka praca to skarb!

STATSCORE_Rekrutacja_PL_600x400.gif